PIĄTEK
Moją podróż na konwent zacząłem w piątkowe przedpołudnie. Pierwsza przesiadka w Piotrkowie Tryb. Stamtąd pociągiem do Katowic. W Katowicach miałem z kimś się spotkać, ale widocznie ta osoba nie dotarła, nie dzwoniła (sam nie miałem do niej kontaktu). Zrezygnowałem z dalszego czekania i poszedłem zwiedzać centrum miasta. Akurat był jarmark świąteczny.
Później czas na szybki obiad i powrót na dworzec na busa do Rybnika. Tam spotkałem chłopaka, który także jechał na konwent. To jego pierwsze Tsuru.
... |
|
Do Rybnika przyjechałem godzinę wcześniej niż planowałem, a ponieważ do szkoły mogłem wejść dopiero po 17.00, wiec ten czas spędziłem na wieczornym zwiedzaniu miasta. Mimo, że w Rybniku byłem już dwa razy, to nigdy nie miałem okazji zobaczyć miasta. Tym razem nadarzyła się taka okazja. Dość szybko znalazłem informację turystyczną, gdzie dostałem mapkę miasta i udałem się na krótki spacer.
... | ... |
Kiedy już mnie wpuszczono, z tym nie było problemu, nikt o nic nie pytał,więc cierpliwie czekałem na organizatora, żeby można mnie było gdzieś ulokować. A wiedziałem z rozmów, że niebawem ma dotrzeć, więc nie dopytywałem. W tym czasie popatrzyłem jak idą przygotowania do konwentu.
Sala dla gości była ulokowana na najniższym piętrze szkoły w salce gimnastycznej. Miło, przytulnie, ciepło pod nogami bo wykładzina i ściana z lustrami. I do tego materace do spania. Nie było na co narzekać. Później dotarły kolejne osoby.
SOBOTA
Wczesna pobudka, żeby przed godz. 8.00 dostać identyfikator i szykować materiały na warsztaty.
Wróciłem zmęczony, ale bardzo zadowolony. Mimo pewnych niedociągnięć, poradziliśmy sobie
Przy rejestracji nie mogli znaleźć plakietki dla gości, więc
dostałem inną – dwudniową z możliwością wymiany jej później. W natłoku
następnych wydarzeń odpuściłem sobie wymianę. Nie było to aż tak istotne.
Moje pierwsze warsztaty zaczynały się dopiero o godz.
11.00,więc miałem kilka godzin wolnego. Wykorzystałem ten czas na zobaczenie
Rybnika. Wieczorem opracowałem plan wycieczki wg mapki, którą dostałem w
centrum informacji turystycznej „halo” Rybnik”.
Zobaczyłem wszystkie obiekty,
które miałem zaznaczone i polecane zobaczeniu. Jednak najlepszym punktem było
Muzeum miejskie na rynku. Czasu miałem nie za wiele, ale udało się zobaczyć całe.
Oprowadzała mnie po nim przemiłą pani przewodnik, wiec nie tylko popatrzyłem,
poczytałem, ale poznałem wiele ciekawostek o tym regionie. Zapytałem też o
kopalnie i górników i… ostatnia sala byłą fragmentem sztolni. Na pamiątkę
mogłem wziąć sobie kilka bryłek prawdziwego śląskiego węgla.
... |
... |
|
... |
Godz. 11.00 zaczynam warsztaty z body paintingu. Krótki
wstęp, kilka zdjęć i przeszliśmy do malowania. Chętnych niewiele. Być może
dlatego, że dopiero konwent się zaczynał. Ale lista się zapełniła, po dwóch
godzinach malowania czas nam się skończył i… można było kończyć. Nie skończyłem.
Uczestnicy, którzy nadal czekali na swoją kolej, pomogli mi przygotować stoisko
na korytarzu i tam przez kolejne trzy godziny (pozaprogramowo) malowałem
kolejne osoby. W sumie pomalowałem 18 osób. W tym czasie, czekając na swoją kolej można było obejrzeć moje prace - te japońskie malowane tuszem, jak i kolorowe - akwarele czy malowane kawą.
... | ... |
Potrzebowałem godzinę wolnego na odpoczynek i żeby coś zjeść
bo zaraz zaczynałem kolejne warsztaty malarstwa japońskiego. Ilość chętnych na
warsztaty przeszła moje oczekiwania. Zaczęło brakować pędzli, które zabrałem ze
sobą. Ratowaliśmy się pędzlami do innych warsztatów. Materiały, które dostałem
też musiałem ograniczać, żeby wystarczyło na pozostałe warsztaty.
Dwugodzinne
warsztaty szybko zleciały. Na luzie, z humorem, uśmiechem, czasem żartami. Niektórym
całkiem dobrze szło malowanie, wiec śmiało mogłyby mnie zastąpić na kolejnych
warsztatach J Myślę,
że uczestnicy dobrze się bawili i przy okazji czegoś nauczyli. W trakcie
zrobiliśmy sobie kilka wspólnych zdjęć.
... |
... |
Tuż po nich poprowadziłem warsztaty z kaligrafii. Ponieważ w
tym samym czasie odbywał się konkurs cosplay, więc zostało mniej osób. I tak
dużo. Pod koniec zajęć jedna z uczestniczek zagrała nam „Pszczółkę Maję” na
grzebieniu. Takiego koncertu nikt się nie spodziewał. Kto nie słyszał, ma czego
żałować.
|
... |
Po 9 godzinach warsztatów byłem padnięty. Przyszedł czas na posiłek
(konwentowy bigosik i pizzę) i odpoczynek. Dopiero ok. 22.00 miałem czas, żeby zwiedzić
konwent i zobaczyć co się dzieje. W międzyczasie też coś zobaczyłem –
fantastycznie przebranych uczestników (nie znam się na tym, kto i w co i za
kogo, ale było świetnie). Dzień skończyłem przyglądając się jak się bawi
młodzież na konwentowej dyskotece.
... | ... |
NIEDZIELA
Wczesna pobudka bo o g. 7.00 prowadziłem warsztaty malowania
kawą. Mimo wczesnej pory uczestników nie brakowało. Problem był z materiałami.
Skąd je wziąć kiedy wszystko śpi. Na szczęście udało się znaleźć kawę i kilka
miseczek u helperów i trochę sobie pomalowaliśmy.
... |
... |
I pora się szykować do wyjazdu. Jeszcze ostatnie zdjęcie z
cosplayerkami (gdyby nie atrybuty z Harrego Pottera to pewnie bym nawet nie
zaczepił). W południe wyjechałem busikiem do Katowic. I ponownie spotkałem
chłopaka, z którym jechałem w piątek. Tam miałem godzinę wolnego do pociągu.
Czas na obiadek. Pociągiem do Piotrkowa i przesiadka do Bełchatowa.
Mimo, że nie widziałem zbyt wiele co się działo na
konwencie, nie byłem na żadnej prelekcji czy panelu to uważam, że atmosfera
była dobra. Dużo osób. Dużo stoisk nie tylko tych bardzo komercyjnych – z kubkami,
książkami, poduszkami czy jedzeniem, ale wiele stoisk rękodzielników. Miałem
ochotę pójść na spotkanie z Karoliną Bednorz o jej książce, ale w tym czasie
malowałem. Kiedy była przy swoim stoisku nie zabrałem aparatu i nic z tego nie
wyszło. Szkoda, że nie było też sali Dorigami i wieczornego Foyer Show.
Meido Cafe – to było bardzo dobre i pozytywne miejsce. Trochę brakowało do tego, które pamiętam jak byłem pierwszy raz ale i tak pozytywnie. Za
każdym razem, kiedy chodziłem po wrzątek, prawie wszystkie stoliki były zajęte.
Menu i ceny na każdą kieszeń. I naleśniki – tak miałem chęć na nie, ale , później,
później, odłożyłem na niedzielę po warsztatach a tu się okazało, że nie ma gazu
i nici z naleśników.
NA KONIEC - tradycyjnie podziękowania:
- dla organizatorów za zaproszenie a szczególnie dla Jaromir Jaruto Rakowski, i załatwienie wszystkiego co potrzeba, aby moje punkty programu a także pobyt był udany.
- dla ekipy Meido Cafe – sprawnie i z uśmiechem. To było bardzo pozytywne miejsce i dla wielu uczestników potrzebne,
- Szczególne podziękowania dla uczestników moich warsztatów za Wasz aktywny udział. Nie sądziłem, że będzie aż tak duże zainteresowanie, że aż zacznie brakować sprzętu. To miłe. Miło było poznać fajnych ludzi - z jednymi porozmawiać, innych pomalować i podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem. Mam nadzieję, że nudno nie było a Wy świetnie się bawiliście. Kto nie był na koncercie Pszczółki Mai granej na grzebieniu przez jedną z uczestniczek, niech żałuje.
- dla tych fantastycznych dziewczyn, z którymi udało mi się sfotografować. One pewnie wiedza które to. Było ich więcej ale się nie udało.
- dla ekipy noclegowej - CichyWuj z koleżanką, Lena Cosplay i Daiyamondo. (jak coś pokręciłem to mnie poprawcie)
- dla wszystkich pozostałych za miłą atmosferę
Jeśli były jakieś niedociągnięcia z mojej strony - to przepraszam.
A kogo wciągnęło to, o czym mówiłem /malarstwo japońskie i kaligrafia/ to zapraszam na FP Japońskie inspiracje, nieco o kawie - Mariusz Gosławski - malowane kawą (podziwiam tych co przyszli na warsztaty na 7 rano w niedzielę) lub na mój oficjalny fp Mariusz Gosławski (czarekart) – gdzie jest o wszystkim co robię.
PS. Zdjęcia są tylko z Sali Festiwalowej I – prawie cały festiwal tam spędziłem, więc jak kto się na nich odnajdzie, to śmiało możecie się oznaczać.
https://www.facebook.com/pg/
Niestety mimo najszczerszych chęci nie udało mi się dojechać. Mam nadzieję, że nadrobię to w przyszłym roku. Za to mam zamiar jechać na Aicon w Rybniku w lutym :D
OdpowiedzUsuń