Na stronie http://piatysmak.com/tuszem-i-pedzlem-w-belchatowie/ pojawił się wywiad ze mną, który przeprowadziła p.Magdalena Słowik. Rozmawialiśmy w pięknej scenerii Ogrodu Japońskiego we Wrocławiu w sierpniu 2012 roku. Poniżej prezentuję jego treść:
Tuszem i pędzlem… w Bełchatowie.
O trudniejszej stronie kultury japońskiej
i malarstwie tuszowym
w rozmowie z Mariuszem Gosławskim,
przewodniczącym Klubu Kultury Japońskiej w Bełchatowie.
- Piąty Smak: Jak się zaczęła Twoja przygoda z Japonią?
Mariusz: To było już dawno temu. Zaczęło
się tak naprawdę od filmów kung-fu z Brucem Lee. Później przyszły filmy
Akiro Kurosawy i „Szogun” Jamesa Clavell’a. Ten
ostatni, nie zliczę ile razy oglądałem. Za każdym razem robi na mnie
niesamowite wrażenie: architektura, wystrój wnętrz, kimona i język
japoński. Pojawiały się pierwsze prace origami (nieśmiertelne żurawie).
Na studiach były pierwsze kroki w nauce języka japońskiego. Efekt póki
co mizerny, ale przyjdzie czas, to się wróci do nauki. Nie sposób
pominąć tradycyjnej japońskiej muzyki, pełnej wdzięku i klimatu. Był też
czas na drzewka bonsai i ikebanę, i koniecznie trzeba było odwiedzić
Japoński Ogród we Wrocławiu. Następnie zainteresowałem się malarstwem
japońskim sumi-e, a za malarstwem przyszła kaligrafia i buddyzm zen ze swoim minimalizmem.
- Piąty Smak: Co Ciebie najbardziej ciekawi w Japonii, co jest warte uwagi?
Mariusz: Musimy wrócić do „Szoguna”, bo
to jest chyba dla mnie najbardziej kolorowy okres w dziejach Japonii.
Te kimona, gejsze, architektura drewniana i zamki. Ceremonialność, ten
szacunek Japończyków, to że oni się tam wszędzie kłaniają – jest to coś
zupełnie innego niż u nas. I cała ta scenografia i klimat jak z bajki.
Te ogrody japońskie, tradycyjne i kamienne ogrody zen. Chętnie bym sam
wziął grabki i tam pograbił koło tych kamieni. I sztuka japońska. Za
rzeźbą to niekoniecznie przepadam, ale architektura, jak najbardziej do
mnie przemawia, no i malarstwo japońskie, kaligrafia.
- Piąty Smak: Wiem, że zajmujesz się właśnie kaligrafią i malarstwem tuszowym. Możesz powiedzieć coś więcej o samym procesie powstawania, inspiracjach, warsztacie?
Mariusz: Sam proces powstawania to jest
dla mnie… bajka. Na pewno czerpię inspirację z tradycyjnych prac
japońskich. Kolorowe malarstwo niekoniecznie – wolę czarno-białe. Motywy
kwitnącej wiśni, żurawie, bambusy, chociaż to podobno jest bardziej
chińskie niż japońskie. Architektura japońska, pagody, w ogóle pejzaż
japoński, góry…
- Piąty Smak: Malujesz z pamięci, na podstawie jakiegoś obrazu, zdjęcia, czy wymyślasz to, co chcesz namalować?
Mariusz: Różnie. Przy bambusach, czy w
ogóle roślinności, to jest tak, że jeśli coś zobaczę, to zawsze coś
swojego dołożę i powstanie coś nowego. Przy pejzażach wzoruję się na
zdjęciach. Przy malowaniu się po prostu odpływa. Powinno się chyba
powiedzieć „medytuje” i wtedy dopiero się tworzy. Taka jest procedura –
najpierw trzeba wejść w jakiś stan i później ten stan przenieść na
papier. Taniec pędzla, w którym ruchy nie są przypadkowe… Na pewno nie
chcę kopiować kreska w kreskę i listek bambusa w listek, tylko własną
wizję jakiegoś motywu stworzyć, namalować, ale po mojemu. Im więcej tych
prac robię, tym one coraz mniej mają koloru, a coraz więcej tła. Więcej
widzę na pustym tle, niż jak je całe zamaluję. Jak w ogrodach
japońskich – nie ogląda się kamieni i piachu, tylko to, co jest pomiędzy
nimi, to jest ważne. Tak samo jest w malarstwie. Im mniej na obrazie,
tym lepiej. Podobno jest taka teoria, że, by obraz był dobry, musi żyć,
czyli musi mieć to coś pomiędzy machnięciami pędzla. Jak tego nie ma, to
można sobie robić tysiące prac i wszystkie do kosza się wyrzuca.
- Piąty Smak: Każdy twój obraz jest inny, czy zdarza Ci się powtarzać motywy, sceny, postacie?
Mariusz: Nie, nie, każdy jest inny. Mogę
namalować czterysta bambusów tylko, że każdy będzie inny. Nie mam
takich samych. Zawsze, nawet, jeśli wzoruję się na tej samej pracy, to
do każdej coś tam swojego dołożę, zależy… w jakim stanie umysłu jestem.
- Piąty Smak: A dlaczego czarno-białe prace a nie kolor? Widziałam, że kolor pojawia się w Twoich pracach.
Mariusz: Zdarza się. Kwitnące wiśnie
bardziej podobają mi się w kolorze czerwonym niż białe. Ale czarno-białe
obrazy jakoś do mnie bardziej przemawiają, są takie surowe i więcej
mówią niż kolorowe tak naprawdę.
- Piąty Smak: Udało Ci się już gdzieś pokazać swoje prace?
Mariusz: Na razie były na trzech
wystawach. Pokazywałem je w Domu Kultury w Zelowie i w Galerii „U
Panien” w Piotrkowie Trybunalskim. W marcu tego roku mieliśmy wystawę na
pierwszą rocznicę tsunami w Japonii, w Bełchatowie. To była
kilkugodzinna wystawa, ale była. W planach jest także pokazanie prac na
Dniach Kultury Japońskiej w Bełchatowie, które chcemy wraz z Klubem
zorganizować. Oprócz tego dostałem zaproszenie do pokazania swoich prac
na Dniach Japońskich na Uniwersytecie Łódzkim w przyszłym roku. Jeśli
tylko jest jakieś miejsce to ja chętnie pokazuję swoje prace. Prowadzę
również stronę internetową, gdzie można moje prace zobaczyć.
- Piąty Smak: A czy sprzedajesz swoje prace, czy malujesz tylko dla siebie?
Mariusz: Wszystko się tak zaczyna, że
maluję zawsze dla siebie, dopóki ktoś tego nie zobaczy. Jak się znajdzie
chętny, to sprzedaję. Jednak rzadko rozstaję się z pracami, do których
mam jakiś sentyment. Pamiętam, jak dostałem pierwszy pędzelek i zrobiłem
trzysta prac na raz, no może przez dwa miesiące, ale trzysta i pędzelek
się rozwalił. Musiałem mieć drugi. Tak, że przy tej ilości prac nie
mogę się aż tak przyzwyczajać, ale są prace, których za żadne skarby bym
nie oddał. Zrobię drugą podobną, ale nie, tej konkretnej nie oddam.
- Piąty Smak: Co jest potrzebne, jakie utensylia, aby malować w japońskim stylu?
Mariusz: Podstawą jest tusz. Niestety
maluję tuszem w płynie. A tusz w kamieniu leży obok i ładnie wygląda –
szkoda mi go używać, bo jest drogi, a przynajmniej nie na moją kieszeń.
Podobnie z papierem. Powinien być ryżowy, ale na co dzień maluję na
zwykłym papierze lub pergaminie. Pędzelki są już tradycyjne. Tu się nie
da inaczej. Jak zobaczę gdziekolwiek w sklepie pędzelek japoński do
kaligrafii, to jestem chory i muszę go mieć. Uwielbiam – mogą sobie stać
na wystawie, mogę ich nawet nie ruszyć, ale potrafię godzinami je
oglądać.
- Piąty Smak: Czyli wybór odpowiedniego pędzla to sprawa kluczowa?
Mariusz: Tak, kupując jakikolwiek
pędzelek długo oglądam włosie i później z czasem malując widzę, jaki
pędzelek do czego się najlepiej nadaje. Można by chyba zrobić jednym
wszystko, ale efekt nie będzie już taki, jak trzeba.
- Piąty Smak: Prowadzisz także Klub Kultury Japońskiej. Jak doszło do powstania Klubu? Czy pomysł zrodził się w związku z Twoim zainteresowaniem malarstwem japońskim?
Tanabata (七夕) to święto obchodzone 7 lipca. Według legend to właśnie tego dnia rozdzielona para kochanków – Wega i Altair – mogę się ponownie spotkać. To dzień, w którym mają spełniać się marzenia.
Mariusz: Pomysł na Klub pojawił się
właściwie samoistnie. Był to efekt rozmowy ze znajomymi na temat
japońskiej kultury, lecz jako taką symboliczną datę powstania Klubu
można wskazać dzień 7 lipca 2011 roku. Właśnie tego dnia, podczas święta
Tanabata, pojawiła się myśl: „Stwórzmy klub. Zbierzmy ludzi o podobnych
zainteresowaniach. Zróbmy, co w naszej mocy, aby idea ta nie legła w
gruzach”. Powiedzieliśmy „a”, więc trzeba było powiedzieć „b”. Od tego
czasu rozpoczęły się prace nad organizacją Klubu.
- Piąty Smak: Czym zajmujecie się w Klubie?
Mariusz: Głównym celem naszego Klubu
jest propagowanie kultury Kraju Kwitnącej Wiśni wśród mieszkańców
Bełchatowa. Klub zajmuje się popularyzacją historii, sztuki, tradycji i
kultury japońskiej. Spotykamy się zwykle raz w tygodniu. Obchodzimy
japońskie święta, np. wspomnianą już Tanabatę, omawiamy je,
przygotowujemy prezentacje multimedialne, szukamy filmów, muzyki.
Czasami robimy origami, zajmujemy się kaligrafią, układamy ikebanę.
Uczymy się też ceremonii herbacianej. Co prawda nie mamy oryginalnych
japońskich utensyliów – wszystko jest przez nas zrobione, ale trzymamy
się zasad i czynności, które po kolei trzeba wykonać. Cała procedura, od
początku, po kolei, to co się mówi, w którą stronę są ukłony, jak
czarkę przekręcić. Czasami oglądamy filmy dokumentalne, zdarza się także
anime, ale na to kładziemy jak najmniejszy nacisk – gdybyśmy na anime i
mangę kładli największy nacisk, to mielibyśmy pewnie cztery razy
większy klub. Oprócz tego włączamy się w różne akcje i prowadzimy
warsztaty poza Klubem.
- Piąty Smak: Jakie inne święta obchodzicie w Klubie?
Mariusz: Przynajmniej raz w miesiącu coś
świętujemy. Zaczynając od września mamy: Shūbun no Hi, Bonenkai z
Mikołajem, Shōgatsu, Kenkoku Kinen no Hi, Setsubun, Walentynki, Hina
Matsuri, Shunbun no Hi, Hana Matsuri, Modori no Hi, Kodomo no Hi i
kończymy Nagoshi no Harae przed wakacjami. Robimy wtedy odpowiednią
dekorację sali, omawiamy dane święto, oglądamy zdjęcia, słuchamy muzyki.
Staramy się też zawsze przygotować jakieś potrawy związane ze świętem.
- Shūbun no hi () – równonoc jesienna
- Bōnenkai (忘年会) – pożegnanie starego roku
- Shōgatsu (正月) – Nowy Rok
- Kenkoku Kinen no Hi (建国記念の日) – rocznica założenia państwa japońskiego
- Setsubun (節分) – pierwszy dzień wiosny
- Hina Matsuri (雛祭) – Święto Lalek i Dziewcząt
- Shunbun no Hi (春分の日) – równonoc wiosenna
- Hana Matsuri (花祭) – Festiwal Kwiatów
- Modori no Hi (みどりの日) – Dzień Zieleni
- Kodomo no Hi (こどもの日) – Dzień Dziecka
- Nagoshi no Harae (夏越祓) – Wielka Ceremonia Oczyszczania
|
|
- Piąty Smak: A ile osób liczy Klub?
Mariusz: Obecnie jest 14 osób. Różnie z
tym było – niektóre osoby trzeba było usunąć, inne same odchodziły, bo
nie kręciło ich to, co robimy. Gdybyśmy mangę rysowali, to pewnie
chętnych byłoby więcej, ale my się chcemy zajmować tą trudniejszą
częścią japońskiej kultury, bardziej wymagającą. Od komiksów wolimy
kaligrafię. Zdarzało się, że jak uczyliśmy kogoś pisać np. 愛 („miłość”),
to przy drugiej kresce się już gubił i twierdził, że to nuda.
- Piąty Smak: A jak z nauką japońskiego, też uczycie tego języka? Czy sami uczycie się japońskiego?
Mariusz: Mamy zamiar zacząć się uczyć,
chociaż sporo osób zna słówka japońskie z anime. Mamy dziewczynę, która
jest na trzecim roku filologii japońskiej WSSM w Łodzi, tak że w razie
czego nas poprawia. Podstawy są – już umiemy „dzień dobry”, „do
widzenia”, „przepraszam”… Chcemy uczyć się sami dla siebie, dlatego
myślimy nad jakimś sposobem nauki on-line.
- Piąty Smak: Klub na co dzień współpracuje z innymi klubami, innymi podobnymi stowarzyszeniami?
Mariusz: Mamy tego trochę, są kluby
sportowe – aikido i karate, Polskie Centrum Origami, Towarzystwo Polsko
Japońskie w Łodzi, Klub Yakumo-goto również z Łodzi. Na razie to jest
taka współpraca z większością tych klubów „na papierku”, ale z częścią
się spotykamy – oni zapraszają nas, my ich. Staramy się również o
współpracę z Ośrodkiem Języka i Kultury Japońskiej z Łodzi. Z czasem
napiszemy także do Ambasady Japonii w Polsce. Jesteśmy młodym klubem,
więc chcielibyśmy się od „starszych” czegoś nauczyć. Jesteśmy otwarci na
współpracę z innymi.
Piąty Smak: A jest zainteresowanie Japonią i Klubem w
Bełchatowie i okolicach? Przychodzą osoby nastawione, że chcą coś
zrobić, czy są to raczej ludzie z przypadku?
Mariusz: Jest część osób, które na pewno
w tym siedzą, są zainteresowane Japonią, czytają, szukają wiadomości.
Inni przychodzą z ciekawości, bo to coś innego, może ich to akurat
wciągnie. Niektórych dziwi, że w ciągu roku mieliśmy czterdzieści
spotkań, że spotykamy się niemal co tydzień, że nam się chce dla tak
trudnego tematu. Co innego jakieś zajęcia plastyczne, na które chodzą
np. dzieci. Ale tu mamy do czynienia z kulturą z drugiego końca świata. Z
czym to w ogóle jeść? I jeszcze język taki dziwny, jakieś znaczki… A
nam się chce. Spotkania mamy w soboty i młodzież, bo do Klubu głównie
młodzież szkoły średniej należy, przychodzi.
- Piąty Smak: Jak wyglądają takie spotkania?
Mariusz: Ja się nastawiam na to, żeby
było dużo praktyki. Bo poczytać, pogadać, pooglądać to my sobie możemy w
domu, jak poszukamy sobie w Internecie czy pójdziemy do księgarni. Na
pewno najwięcej dzieje się, jak obchodzimy jakieś święto. Ja, chciał nie
chciał, robię dekoracje, jakiś parawanik, ikebanę, napis i przy okazji
prezentację mamy odnośnie tego święta i uczymy się kaligrafii związanej
ze świętem.
- Piąty Smak: Dlaczego uważasz, że warto promować Japonię?
Mariusz: Myśmy sobie w ogóle założyli za
cel promocję tradycyjnej kultury japońskiej w Bełchatowie, zważywszy że
kultura w mieście jest w bardzo kiepskim stanie, co zresztą oficjalnie
już w różnych mediach mówiłem… I wychodzimy tutaj do miasta z trudną
propozycją, z kulturą, która w ogóle jest jakaś… Nie wiadomo z czym to
jeść i jak to ugryźć. Chociaż mi by się podobało, gdyby na miasto
wyszedł któryś z klubowiczów w kimonie. Łaaał…! Niektóry patrzą na nas
jak na dziwaków, jakaś Japonia, z jakimiś mieczami biegają i jedzą
pałeczkami… Ale w tej kulturze jest coś fascynującego od tej strony
takiej ludzkiej, relacji między ludźmi, czego u nas nie ma. Tam są
właśnie takie cechy, jak szacunek, na który kładę duży nacisk, gdzie
jest między ludźmi relacja młody-starszy, uczeń-nauczyciel. Tam, tak mi
się wydaje, jest to przestrzegane… I kawałek takiej właśnie Japonii
chcemy przenieść na nasz betonowy grunt. Chociaż podobno w Japonii
betonem się zachwycają!
- Piąty Smak: A czy prowadzicie także jakieś działania poza Klubem?
Mariusz: Robiliśmy w czerwcu
podsumowanie i, nawet ja się sam zdziwiłem, że oprócz tych czterdziestu
spotkań klubowych mieliśmy około dwudziestu różnych imprez, w których
wzięliśmy udział. Dzień Dobrych Uczynków – to była akcja związana z
wolontariatem „Zrób coś dobrego dla innych”. Uczyliśmy wtedy chętnych
kaligrafii. Dla ludzi to było takie „wow!” – dziwny pędzelek w ręce
trzymam, jakieś dziwne znaczki piszę. Poza tym mieliśmy swoje stoisko
podczas Dni Bełchatowa czy Dnia Japońskiego w bełchatowskim liceum, z
warsztatami i wykładem. Prowadziliśmy warsztaty origami w bibliotekach
podczas ferii zimowych. Ja miałem wykład z prezentacją multimedialną na
Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Były też różne akcesoria związane z
tematem, bo jak się czegoś dotknie, łatwiej zapamiętać niż sam suchy
tekst. Zjawiło się ponad sto osób. A z okazji pierwszej rocznicy po
tragicznym tsunami zorganizowaliśmy w mieście akcję „NADZIEJA – Bliżej
Japonii”, każdy mógł się włączyć i napisać słowa „nadzieja” po japońsku
na kilkumetrowym papierze. Członkowie Klubu byli na Dniach Japońskich w
Łodzi, Dniach Kultury Japońskiej na Uniwersytecie Łódzkim czy japońskim
Dniu Zieleni i japońskim Dniu Dziecka w Łódzkim Ogrodzie Botanicznym. I
jeździmy, jeździmy po różnych miejscach, gdzie się da, żeby pokazać co
robimy, że jest taki Klub, a przy okazji sami chcemy się czegoś
dowiedzieć i nauczyć.
- Piąty Smak: Jak sam powiedziałeś, jesteście młodym Klubem. Mija rok od jego założenia w związku z tym jest jakiś nowy nabór, czy po prostu każdy może w każdej chwili przyjść się zapisać?
Mariusz: Korzystamy ze wszystkich możliwych środków, żeby o nas usłyszano. Plakaty, Internet, mamy swoją stronę, istniejemy także na Facebooku.
A oprócz tego informacja roznosi się pocztą pantoflową. Wychodzimy też
na miasto, żeby ludzie zobaczyli, że jest coś innego, ale z
zainteresowaniem jest różnie. Także nabór jest, ale tak naprawdę, jeśli
ktoś chce, w każdej chwili może do nas dołączyć. To Klub dla młodzieży –
od gimnazjum – i dorosłych. Ale mamy też gości starszych. Przychodzą
jak mamy jakieś otwarte spotkania dla wszystkich. Czasami nawet ludzie
prosto z ulicy przychodzą.
- Piąty Smak: Czyli zainteresowanie Klubem jest?
Mariusz: Na pewno o Klubie słychać, bo
my się wbijamy, gdzie się da. Jak się przez centrum Bełchatowa idzie, to
widać beton, beton i nagle czerwone kółko – nasze logo z białym
żurawiem i znakami kanji „Japonia”. Chciałem mieć żurawia w logo,
ponieważ to ładny symbol mówiący o szczęściu. No i to jest taki nasz
niepisany motyw egzaminacyjny, jak ktoś do Klubu przychodzi.
- Piąty Smak: To znaczy?
Mariusz: Trzeba zrobić żurawia z
origami. Można się wcześniej przygotować, ale żurawia musi umieć zrobić
każdy. Kiedyś zrobiliśmy, po pół roku istnienia Klubu, taki niepisany
egzamin. Każdy, kto należał do Klubu, musiał zrobić żurawia. Po pół
roku, kiedy praktycznie co tydzień robiliśmy żurawie i niektórzy mieli
ich już naprawdę dość, dwie osoby niestety nie umiały go zrobić i
pożegnały się z Klubem… Nie chwaląc się, ja robię żurawia z zamkniętymi
oczami jedną ręką w trzy minuty.
- Piąty Smak: To strasznie poważna sprawa z tym żurawiem.
Mariusz: O, tak. Mamy nawet takiego
żurawia zrobionego z kartki metrowej i nosimy go gdzie się da. Taka
maskotka klubowa. W październiku, dokładnie 24 października w
Międzynarodowy Dzień Origami, chcemy zrobić akcję – może na mieście – i
nauczyć ludzi składać żurawia. Pomysł MDO jest hołdem dla zmarłej
dziewczynki z Hiroshimy, która zachorowała wskutek wybuchu bomby
atomowej i chciała złożyć z papieru tysiąc żurawi. Wierzyła, że dzięki
temu spełni się jej marzenie o wyzdrowieniu. Niestety, zmarła po dwóch
latach nie ukończywszy swojej pracy. Każdego roku na jej grobie składa
się tysiące papierowych żurawi, które przesyłane są z całego świata. W
Dniu Origami robi się takie żurawie, a potem roznosi ludziom chorym do
szpitali, domów opieki. Wspaniała idea, która przy okazji nie pozwala
zapomnieć o tej małej dziewczynce…
- Piąty Smak: Czy chciałbyś coś jeszcze dodać na koniec naszej rozmowy?
Mariusz: Japonia to piękny i fascynujący
kraj z bogatą kulturą, mnóstwem zabytków, ciekawą kuchnią i
interesującym klimatem. Mnie zafascynowała i chcę o tym mówić innym.
Poprzez prace, które robię, wystawy, udział w różnych akcjach, ale także
poprzez Klub, do którego zapraszam!
Mariusz Gosławski jest artystą-plastykiem
zafascynowanym japońskim malarstwem tuszowym i kaligrafią. Tworzy niemal
codziennie i, jak twierdzi, „artysta powinien swoje prace pokazywać, a
nie malować do teczki, czy pisać do szuflady”. Na co dzień przewodniczy
również Klubowi Kultury Japońskiej w Bełchatowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz